OffMatka ma dzieci chore i...stanik nie kupiony! (odc.3 z cyklu lajfstajl)

Kiedy nasze dzieci kochane dopada choroba, z zazwyczaj milusich pociech stają się marudnymi, jęczącymi, stękającymi upierdasami, a codzienne życie staje się wyzwaniem w stylu „przetrwaj albo giń!”.
Bezsenne noce mieszają się z sennymi dniami, dwie ręce to zdecydowanie o minimum cztery za mało, trasa do lekarza to stały spacerownik, a tzw. 5 minut dla siebie to odległe marzenie.

Siła zamartwiania rośnie wraz ze wskaźnikiem na termometrze.

Dzieci chorowały, chorują i będą chorować, trenując swój rozwijający się układ odpornościowy.  Bo nic tak nie wzmacnia naturalnej odporności dziecka jak chorowanie, ta-da!

Ale co zrobić z chorymi?
Z chorymi na przykład wychodzi się na spacer. O ile nie mają 40 stopni gorączki, spacer wskazany dla organizmu i higieny psychicznej (wszystkich). Niech cherlają na dworze, a nie ciągle mi w twarz. No więc chodzimy, a ja myślę, co mogłabym załatwić przy okazji, bo spacer spacerem ale do załatwienia zawsze coś się znajdzie. Tym razem wpadłam na pomysł, że skoro szukam fajnego stanika, a mój biust matki karmiącej zmniejszył się znacznie od nawału laktacyjnego, to może Pani w nowo postawionym na moim osiedlu butiku z bielizną coś zaradzi.

Nie ma opcji żebym dobrze dobrała stanik przez internet  i średnio widzę buszowanie po galeriach, wiązałam więc duże nadzieje w związku z butikiem. Dobry stanik potrafi niesamowicie poprawić humor.
W progu przywitała mnie Pani, która przedstawiła się jako profesjonalna bra-fitterka, cokolwiek to znaczy. Władowałam się z dwójką do środka. Na moje „szukam sportowego stanika, wygodnego, na szerokich ramiączkach, bez koronek, gładkiego i koniecznie żeby czarny był, no może być granatowy”, Pani zareagowała mniej więcej tak:

Oj, momencik, widzę, że źle Pani doradzano, oj źle! Sportowy stanik jest dla sportowców, ja Pani dobiorę kobiecy, seksowny”.

I Pani rusza do wieszaków, ściąga kilka figlarnych staniczków w kolorze cielistym, które nawet z półtora metra odległości kłócą się z moim wyobrażeniem o fajnym staniku.
Dobra – myślę, dam sobie szansę, biorę dwa i ląduję w przebieralni, ze mną do połowy mieszczący się jogger z Młodszą, która nie spuszcza ze mnie wzroku, Starsza stoi na środku i ogląda.

Po chwili słyszę jak pyta Panią „A co to jest?”
Zaglądam zza firany – wskazuje ręką na czerwony pas do pończoch.
Pani mówi pod nosem: „Powiem ci jak będziesz starsza”.
„A czemu jak starsza?”
„Słońce, powiem ci jak wyjdziemy” - krzyczę zza firany  i zakładam na siebie to coś. No nie, nie trzyma, gryzie, proszę Pani!!! Nie trzyma, nie, to nie to, nie to!

Jestem zniesmaczona. Bez sensu tracę czas. Chcę podziękować miło i szybko, bo Pani znów podąża do wieszaków w poszukiwaniu kolejnych figlarnych i cielistych, w tym momencie moja Starsza, która nadal stoi na środku i ogląda gacie i stringi, popijając przy tym zdrowy soczek buraczkowy, dostaje spazmów kaszlu, zanosi się, krztusi i wypluwa z impetem buraczkowy glut na ladę, kafelki i Panią.
Wyskakuję zza firany półnaga, rzucam się po mokre chusteczki, potem rzucam się do wycierania, Pani rzuca się ze mną i na mnie, Starsza stoi jak słup soli, jej wzrok pyta: czy mogę zwiać? Młodsza zaczyna się drzeć…

Już nie odwiedzę tego sklepu. Wcale nie dlatego, że Pani mnie nienawidzi. Po prostu nie zna się na swojej robocie, i już.






Copyright © Szablon wykonany przezBlonparia