#cialopozytywne Czym są blizny w obliczu śmierci



Czytałam i oglądałam dzisiejszy artykuł w WO (z dn.5.8.2017r.) "Dołączcie do rewolucji! Nasze ciała są piękne, bo są nasze". Historie kobiet w dążeniu do samoakceptacji. Borykanie się z dietami, zabiegami, wysiłkiem, by stać się pożądaną super fit i wreszcie siebie polubić. Brak samoakceptacji i dążenia do abstrakcyjnej (photoshopowej) doskonałości to nowotwór naszych czasów.
Nie ma nic złego w dbaniu o siebie. Problem polega na pozbawieniu nas wolnego wyboru. „Cała ta ideologia stawia nas w sytuacji niemądrych dzieci, którym trzeba mówić, że mają biegać, zdrowo się odżywiać i pracować nad pozytywnym stosunkiem do rzeczywistości. Tak jakbyśmy sami (…) nie byli w stanie zdecydować za siebie (…). Skoro to robimy, to znaczy, że jesteśmy nieodpowiedzialni i nie należy nas traktować poważnie (…) W Polsce (…) nie dorobiliśmy się jeszcze terminu opisującego dyskryminację ze względu na wagę.”*
Jeśli ktokolwiek, kto jest gruby, wyrazi się publicznie, że jest zadowolony z siebie, zostanie oskarżony o promowanie niezdrowego stylu życia i złą postawę, że wcale nie trzeba dążyć do bycia fit.




W pierwszej ciąży przytyłam 31 kg. W drugiej 24. Nie czułam się gorsza, brzydsza. Po ciąży kilogramy znikały w normalnym tempie, dbałam o optymalne odżywianie i ruch (nie fitnessy, tylko normalne spacery). Na moje poczucie akceptacji jednak coś diametralnie wpłynęło. I nie były to te kilogramy czy skóra na brzuchu. To był sposób traktowania mnie – ciężarnej kobiety, a potem młodej matki - przez lekarzy, położne, obcych ludzi, w przychodni, na porodówce, w kolejkach. Dawano mi do zrozumienia, że jestem cielną krową, inkubatorem, macicą, rolą społeczną do której zostałam powołana i z której mam się idealnie wywiązać. To było druzgoczące.

Jednak nie mam takich doświadczeń jak koleżanki z artykułu. Nigdy nie czułam obowiązku liczenia kalorii, biegania, odkwaszania,  przestrzegania zdrowej diety z kalendarzem w ręku. Nie potrafiłabym narzucić sobie kalendarza określonych posiłków, kiedy nie wiem, na co miałabym ochotę i w jakiej ilości. Odkąd sięgam pamięcią, zawsze tak było. Nigdy nie czułam potrzeby schudnąć do jakiegoś wzorca, głodować się, wyglądać „jakoś” - choć przez kilkadziesiąt lat słyszałam od mojej matki, że powinnam wyglądać ładnie, a nawet pięknie (teraz infekuje tym moje dzieci wrrr…)

Nie czułam potrzeby ubierać się modnie, dopasowywać szminki do kolorów torebek, a rozmowy o paznokciach czy ciuchach zwyczajnie mnie nudziły. To wcale nie oznacza braku dbałości o swój wygląd, uwielbiam seanse w saunie, peelingi, pachnące olejki. Wtedy, kiedy ja mam ochotę ich użyć, dla własnej przyjemności i korzyści. Nie dlatego, że trzeba je mieć, jak kieckę z nowej kolekcji H&M.

Tak samo nie mogłabym podchodzić do swojego zdrowia nieracjonalnie i traktować ciało jak śmietnik. Tak, jestem hedonistką, lubię sobie sprawiać przyjemności i dogadzać, ale nie katować, nie karać, nie fiksować na punkcie jakiejkolwiek skrajności. Zdarza mi się zjeść pizzę, fryty i chipsy (symbole tzw.niechlujnego życia), ale rzadko, bo wiem, że to mi nie służy, więc trzymam się tego, co mi służy. Daleko mi do modelek i „zrobionych” pań z okładek. Nie lubię zakupów i wybierania szmat, choć promocje ciągle mnie kuszą. Chciałabym mieć lepszą kondycję i umięśnione ramiona, ale wiem, że to wymaga konsekwentnych ćwiczeń, na które nie mam ochoty i siły (tak, za rok czterdziestka na karku, zmniejszona wydolność i te sprawy, choć Kindze Rusin moje powody w ogóle nie przeszkadzały).
I luz, może kiedyś się na to wezmę… Może kiedyś umięśnię ramiona i zmniejszę cellulit, ale nie pozbędę się blizn, które są historią na moim ciele i długo były elementem wstydu. Nie fałdka po ciąży, nie cellulit, ale właśnie blizny, na które inni patrzą i ciągle pytają – a skąd to?
#cialopozytywne to nie tylko szerszy tyłek, to też blizny na ciele, niekoniecznie rozstępy, ale trwałe, wrodzone i nabyte, których cala akcja nie uwidoczniła. Dlaczego? Czy dlatego, że nikt z bliznami się nie zgłosił, czy dlatego, że to nie jest element tej kampanii? Niewidzialne blizny...
Nie pokazano też deformacji typu garb, krótsza kończyna czy inna niepełnoprawność, wciąż czekam na dołączenie ich do rewolucji - niech to nie będzie tyko kosmetyczna rewolucja!


Co mi pomaga i motywuje, żeby nie przejmować się niedoskonałościami ciała i nie dać się wciągnąć w machinę dyktatu bycia doskonałą fit? Myślenie o śmierci. Paradoks, prawda? Ale kiedy pomyślę, że każdy mój dzień zdarza się tylko raz, a za jakiś czas będę stara, a potem umrę (to pewne), to takie pierdoły jak wygląd nie mają znaczenia. Czuć się można dobrze, niezależnie od wyglądu - zależnie od nas samych. Będziemy wspominać nie nasze frustracje, walkę ze sobą, dyktat pozytywnego myślenia, doskonałego wyglądania i ciągłe napięcie, ale całą masę innych konstruktywnych rzeczy, które pochłoną naszą uwagę i mogą być całkiem twórcze, jeśli tylko sobie na to pozwolimy.


* cytat z "Pętla dobrego samopoczucia"  Andre Spicer, Carl Cederström, wyd. PWN 2016




Copyright © Szablon wykonany przezBlonparia