Zaufanie dobrze, kontrola lepiej, czyli o co chodzi w aborcji?

Zakończenie ciąży to skrajne postawy, silne emocje, spory, protesty, konflikty i konsekwencje.
Kłócą się wszyscy. Nie lubię dyskusji na tematy intymne i osobiste, które nie powinny być sprawami do publicznych polemik obcych ludzi. Często tych ludzi, którzy nigdy nie byli w realnej sytuacji dotyczącej wszystkich poruszanych kwestii, dylematów, dramatów, drastycznych decyzji.
Mimo to mają najwięcej do powiedzenia i są pierwsi do wystawiania ocen, jak gdyby mieli patent na jedyne „właściwe” życie.

Ale czy naprawdę chodzi tu o ochronę życia „nienarodzonych” dzieci?

Sądząc po argumentach padających ze strony Prolajfów nie jest to celem tego ruchu.
Nie pojawiają się po ich stronie dylematy moralne, kwestie etyczne, nie ma rozważań i wątpliwości.
A przecież gdyby chodziło tu o ochronę życia, niewątpliwie takie rozważania musiałby się pojawić, o czym wie każdy, kto znalazł się w jakiejkolwiek sytuacji wymagającej dokonania wyboru etycznego.
Nie chodzi też wcale o władzę (ta jest tylko narzędziem do celu).


O co więc chodzi?


Chodzi o zachowanie starego porządku, o zakonserwowanie istniejącego patriarchalnego systemu, w którym niektórzy żyją jak ryba w wodzie. Są to ludzie przerażeni postępem, w każdej postaci – społecznym, naukowym, medycznym, moralnym.
Nie chcą zmiany. Nie chcą by inni stanowili o sobie, by mieli swobodę w życiu, by żyć – jak chcą.
Starają się te zmiany w każdy możliwy sposób zatrzymać, a może nawet cofnąć, do sobie tylko znanego stanu idealnego. Kontrola ma być narzędziem, a jedną z tych metod jest storpedowanie przepisów aborcyjnych.


****************


OffMatka ma kilka obserwacji, które często są pomijane, co nie oznacza, że nie istnieją.

Dlaczego dla was, tak bezwzględnie kluczowa jest kwestia wiary? Przecież nie chodzi o żadną religię, gdyby tak było każdy poroniony zarodek miałby prawo do pochówku na kościelnym cmentarzu, a każdy utracony płód mógłby zostać ochrzczony. Symbolika pogrzebu i chrztu jest tak silna w panującym w Polsce katolicyzmie, więc jak to możliwe, że odmawia się wiernym, a przede wszystkim tym „nienarodzonym” dzieciom tych praw? Przecież w ten sposób skazuje te dzieci na wieczne potępienie, prawda?
Apele w dyskusji krążą wokół jednego: wyznania lub jego braku. "My katoliczki, protestantki, ateistki...". Czy duchowe sprawy nie powinny zostać w duszy? Kobiety usuwały ciążę od zarania dziejów, samodzielnie podejmowały decyzje etyczne, narażały przy okazji własne życie, to wszystko niezależnie od wyznania. Czy projekty dotyczące wszystkich, mogą być świeckie i niezależne, materialne (nie duchowe), niezwiązane z religią i nie kierowane do władz kościoła?


Polskie prawo nie ma wątpliwości, że zarodek nie jest człowiekiem. Aborcja według prawa karnego nie jest zabójstwem, właśnie z tego powodu. 
Gdyby zarodek był człowiekiem (chodzi o cały okres ciąży) to wystarczyłby tylko jeden przepis w prawie karnym - obecny art.148, który stanowi "kto zabija człowieka".
Również całe polskie prawo cywilne nie traktuje płodu jako człowieka. Jakieś wątpliwości? Proponuję, by zawrzeć umowę darowizny z płodem.
Zdolność prawna jest cechą, która charakteryzuje człowieka w przepisach prawa cywilnego i tylko śmierć może jej pozbawić. Zdolność tę nabywamy wraz z urodzeniem, pod warunkiem, że urodzimy się żywi.


A co byście powiedzieli, gdyby było u nas tak, jak jest choćby u Niemców, gdzie aborcja jest dozwolona do końca 12. tygodnia ciąży albo Brytyjczyków, gdzie jest dozwolona do 24. tygodnia (przy ciąży zdrowej)?
Lekarz po po stwierdzeniu ciąży, pyta, czy kobieta chce ciążę utrzymać czy usunąć. Jest to informacja, która ma być obiektywna i nie zachęcać do skorzystania z „okazji”. Jeśli pojawia się chęć usunięcia, z przyczyn społecznych, ekonomicznych czy osobistych, kobieta idzie z tą decyzją do bezpłatnej i anonimowej poradni. Ma tam wsparcie, pomoc i może skonsultować: dlaczego, jakie są powody, jakie ma możliwości. Nierzadko znajdują się rozwiązania, kobieta jest pozostawiona sama sobie i mimo, że aborcja jest dozwolona, podejmuje decyzję świadomą, bez nacisków i kar.
Bez kobiet świat przestałby istnieć. Zarodek nie ma możliwości wykształcić się poza organizmem kobiety. Czy to jest powód by traktować nas, kobiety, jak niemyślące, niezdolne do decyzji inkubatory?


Co Wy osobiście dacie tym dzieciom, którego życia bronicie? Co zrobicie, gdy życie poczęte stanie się narodzonym choć niechcianym?
Bo ja przyznaję z bólem serca, że nic. Nie adoptuje, nie zaopiekuje się, nie pokocham. Przykro mi, przepraszam, ale nie. Będą skazane na zaniedbany mózg (tak, są badania, które to udowadniają). Jedyne co mam do zaoferowania to wsparcie dla kobiet, matek, które wesprę w każdej decyzji, także tej, której bym sama nie podjęła. Tyle mogę od siebie dać.


Krzyczycie, że zarodek jest człowiekiem i trzeba go szanować, jednocześnie nie macie szacunku do innych form życia, nie widzicie problemu w masowym uśmiercaniu zwierząt w rzeźniach. Krów i świń przecież się nie zabija, je się utylizuje, przerabia, przetwarza, produkuje. Przyroda ma służyć człowiekowi, jak nakazuje pewna święta księga, którą często cytujecie jako słowa waszego Boga.


Jeśli jesteście kobietami, należymy do tej samej klasy społecznej.
Szłyśmy razem w czarnym proteście, nie dlatego, że popieramy aborcję, ale dlatego, że sprzeciwiamy się kontroli całej sfery życia pod groźbą kar. To bunt społeczny przeciw narzucanym przez państwo wizjom ustrojowym.
Kluczowe, jest to, że rozumiemy, że prawo do aborcji nie sprawia, ze kobiety tłumnie usuwają dzieci, a zakaz aborcji nie sprawia, ze aborcja przestaje istnieć.
Znacie sprawy innych kobiet, ich problemy, bolączki, znasz mnie. Nikt nie zrozumie kobiety lepiej niż inna kobieta – chciałoby się powiedzieć – ale to nieprawda. Kobiety, które zmuszają mnie do czegoś, czego nie chcę, które chcą decydować za mnie, nawet jeśli miałabym cierpieć, które mają dla mnie inny scenariusz życia niż sama bym sobie życzyła, nie chcą mojego dobra.
Kobiety, które nie chcą mi pomóc ani nijak wesprzeć, wyzywają mnie od naiwnych, głupich, nieodpowiedzialnych idiotek i życzą mi abym pozbyła się macicy, z jakiegoś powodu źle mi życzą.Jeśli jesteście kobietami, zastanówcie się, komu robicie krzywdę.

Dlaczego interesujecie się moją ciążą, tylko wtedy kiedy z jakiś względów wam to pasuje?Jestem w ciąży - kiedy stoję w sklepie w kolejce, w urzędzie, w przychodni, w tramwaju - to mój problem, moja sprawa. Nikt się nie kwapi, żeby się wypowiedzieć w moim imieniu. Nikt nie pyta czy czegoś potrzebuję, ani jak się mamy - ja i moje dziecko. Chyba, że piję lub palę, wtedy jestem potępioną patologią. Ale ogólnie moja ciąża - moja sprawa. Żadne tam dobro narodowe! Kiedy jednak chciałabym dokonać aborcji w swoim ciele albo najpierw skorzystać in vitro by zajść w ciążę, wszyscy wokół mają bardzo dużo do powiedzenia. Nagle moja ciąża staje się publiczna. Wszyscy dyskutują i wydają opinie, ci na dole i ci na górze. Kluczowa staje się wtedy kwestia „nienarodzonego” dziecka.

Bo wszystkie dzieci są chciane. Dopóki się nie urodzą.



OffMatka poleca do poczytania: 
Aborcja jest przerwaniem ciąży, a nie morderstwem
Siedem kłamstw fundamentalistów na temat aborcji









Copyright © Szablon wykonany przezBlonparia