Jesteśmy w ED trzeci rok. Edukacja domowa dziecka, stała się edukacją całej rodziny. Przelała się na młodsze dzieci i na nas. Ma tak istotny wpływ na funkcjonowanie całej rodziny, tak mocno kształtuje jej tożsamość i każdego jej członka z osobna, że role się mieszają, czasem to dziecko uczy rodzica. Wszyscy przechodzą transformację
i określają się na nowo.
ED rozwija niesamowicie, podkreśla kompetencje, obnaża niedociągnięcia.
Przede wszystkim wyzwala z presji pierwszego zawodu, określonej filozofii życia, myślenia tzw. szkolnego, przestawia klepki i pozwala poznać siebie nawzajem z zupełnie innej strony.
Od początku nie chciałam być nauczycielką własnego dziecka. Nie czuję się dobrze w tej roli. Nie mam potrzeby nauczać, tego co należy, kontrolować stan zrozumienia, sprawdzać i rozliczać. Czułam, że mogę tylko wspierać,
a luz i wolność w ED bardzo odpowiadał mojej hierarchii wartości i temperamentowi.
Sposobów i postrzegania ED jest tyle, ile rodzin. Nie ma uniwersalnych metod i sposobów na istnienie w ED.
Składa się na to wiele czynników, takich jak: indywidualne potrzeby, możliwości, organizacja życia codziennego, ilość dzieci i ich wiek, sytuacja zawodowa.
Wszystko ma plusy i minusy, ED też. Z dziećmi trzeba lubić być. Wcale nie trzeba robić z nimi wymyślnych rzeczy i nauczać ich codziennie. Można ich wcale nie nauczać! Ale w ED nie da się nie budować z nimi relacji. Czyli tego, co stanowi dla mnie fundament rodziny. I arcyważne są dla mnie kompetencje osobiste i społeczne moich dzieci. Bo ani poziom wiedzy szkolnej, ani IQ nie gwarantują życiowego sukcesu.
Ich miłość własna, poczucie wartości, umiejętność radzenia sobie w życiu, krytyczne myślenie, samodzielność, indywidualizm, rozwiązywanie problemów, budowanie relacji, wzajemne zrozumienie.
Pamiętam z czasów jeszcze szkolnych mojego dziecka, skupienie pedagogów na deficytach, brakach, niedociągnięciach, wadach. Eksperci z poradni też to lubią. Wywlekanie problemów i kreatywność w wymyślaniu kar. „Dzieciom nie wolno” to szlagier. Podcięte skrzydła córki udało się skleić, a na pożegnanie z systemem stwierdziła „szkoła nie poradziła sobie ze mną”.
Codzienność w ED to nie jest sam miód. Kryzysy też bywają. Szczególnie zmęczenie, nadmiar obowiązków, dezorganizacja. Trudności indywidualne dziecka.
Ale swojej uwagi nie warto na to kierować. Na mnóstwo rzeczy nie mamy wpływu. Lepiej skupić świadomość na radości, jaką przynosi obcowanie z własnymi dziećmi. Bo jest czas na rozmowy, na zabawę, na tworzenie, na bycie razem. Odpuszczanie to trudna umiejętność, ale jakże przydatna.
W wychowywaniu dzieci kieruję się dwoma wartościami. Empatią i intuicją. Kiedy jest trudniej nie myślę co zrobić – skupiam się na emocjach. Współodczuwanie pomaga mi zrozumieć, oddalić się od własnych oczekiwań. Pomaga zaufać.
A intuicja to wspaniała rzecz, zawsze podszeptuje najlepsze rozwiązania. Kierując się intuicją przestałam cisnąć dziecko do wymaganej nauki. Puścił stres i presja, zyskaliśmy chęć na robienie rzeczy, które sprawiają nam przyjemność. Idziemy własnym tempem, żyjąc dniem dzisiejszym.
Jutro wydaje się być takie pogodne...