Jeśli chodzi o moje dzieci, najważniejsze jest dla mnie co czują, jak czują, co za tym idzie i skąd się to wzięło. Nie postępy, nie wyniki, ale ich motywacje, potrzeby i życie wewnętrzne. Podstawą budującego systemu wychowania jest wzmacnianie u dzieci poczucia wartości. Nie wiary w siebie, nie pewności siebie, np. przez ciągłe pochwały czy oceny, ale wzmacnianie poczucia, że dziecku ma być dobrze ze sobą, z tym jak i co czuje, że jest ważne, słuchane, rozumiane, że umie zadbać o swoje granice, potrzeby i nie bać się własnych oczekiwań.
Skąd takie podejście? Siebie traktuję tak samo.
W uproszczeniu, bo nie w każdej sytuacji i nie w każdym wieku, ale daję dzieciom:
- możliwości decydowania co chcą zjeść, ubrać, jak i czym się bawić,
- co robią w wolnym czasie, jak spędzają ten czas zaspokajając własne potrzeby,
- wybór zajęć pozaszkolnych oraz czasu na odrabianie lekcji i sprzątanie,
- możliwość przeżywania na swój sposób sukcesów i porażek,
- prawo do błędów i szansę na ich naprawianie.
Moje dzieci nie dostaną kar. Za złe zachowanie, za ocenę, za uwagę. Nie dlatego, że olewam system i doradzam olewać dzieciom, ale dlatego, że nie chcę żeby się przejmowały i czuły z tego powodu źle (to nie przynosi żadnego konstruktywnego efektu!) Najważniejsze dla mnie jest, jak się czują i co czują. Powody i wpływy. Przyczyny i skutki. Stawiam na rozmowę i egzekwowanie. Na szacunek i wymaganie. Jeśli szanuję, to też wymagam – odpowiedzialności i samodyscypliny. Przymus jest destrukcyjny. Manipulacje, szantaże i groźby tak samo. Niech dziecko wyciąga wnioski i konstruuje przyszłość. Niech ma szansę samo zrozumieć konsekwencje swoich zachowań. Niech się uczy na błędach. I wreszcie, niech myśli!
Co można i co warto naprawić? Po co? Co mi to przyniesie? Co da to innym?
Do obowiązków zachęcam, nie zmuszam. Mówię "zrób to" podając powody dlaczego warto, albo pytając to dziecko, po co to robi, co mu to da, co zyska a co straci?
Jeśli uparcie nie chce zrobić, szukam wędki albo odsuwam w czasie. Kara jest przykra dla mnie jako rodzica. Smutek dziecka jest przytłaczający. Kiedy moje dziecko jest szczęśliwe, ja jestem szczęśliwa. Kiedy nie jest szczęśliwe albo zrobi coś głupiego, chce wiedzieć – dlaczego. Tu nie chodzi o wyręczanie kogoś, branie odpowiedzialności, wykonywanie za kogoś pracy – dzieci traktuję jak siebie, od siebie wymagam sporo i znam swoją wartość, swoje mocne strony i słabości.
Istotne jest dla mnie NIE to, jaką dostały ocenę, ale jaką mają satysfakcję. Z czego mają tę satysfakcję? Z publicznej pochwały, docenienia wysiłku, a może ze zdobytej wiedzy?
Istotny jest proces nauki, tworzenia, nie rezultat. Jeśli rezultat jest negatywny, trzeba wyciągnąć wnioski, sama „rozpacz” nic nie wniesie. Jeśli moje dziecko ryczy, bo nie idzie mu praca domowa, którą ma do odrobienia, zadaje pytanie:
„czego oczekujesz /do czego dążysz?” (tu zazwyczaj pada: chcę zrobić poprawnie zadanie).
Dalej pytam: „czy to zachowanie pomoże ci odnieść taki skutek” (odpowiada: no nie pomoże). Pytam: „to co trzeba zrobić, żeby zrobić? (durnowato brzmi, ale proste pytania są najlepsze).
I dodaję: „zobacz, ile już wysiłku poszło w zrobienie tego zadania, widzę, że się starasz” - nie mówię, dobrze /źle robisz, ładnie /nieładnie - „Czy podoba się Tobie?”
Zrobienie samodzielnie i poprawnie zadania powinno dać dziecku satysfakcję z dobrze wykonanej roboty, nie z oceny, nie z opinii, nie z rezultatu. Choć ocena i pochwała nie jest niczym złym - dopóki nie jest jedyną motywacją - wtedy rośnie mały perfekcjonista, który nigdy nie będzie z siebie zadowolony i zawsze będzie szukał potwierdzeń swej wartości u innych.
Co dzięki temu dzieci rozumieją?
Że każdy człowiek ma prawo spędzać swój wolny czas jak chce, zaspokajając swoje potrzeby (np. ja nie jestem na każde zawołanie, tak jak one nie są), jeść to co lubię i ubierać to, w czym dobrze się czuje, że ma prawo pobyć sam i nie chcieć odzywać się do nikogo, że może przeżywać różne emocje i to nic złego, że może się pomylić, zrobić coś głupiego, ale zawsze może to naprawić (z różnym skutkiem). I że za swoje samopoczucie i jakość życia odpowiada ono samo, więc to jego zadaniem jest o to zadbać (samodyscyplina jest dla mnie ważna).
Co to dzieciom daje?
To jest ćwiczenie charakteru, umiejętności podejmowania decyzji i wyborów, brania odpowiedzialności i ponoszenia konsekwencji za te decyzje i wybory, a przede wszystkim ćwiczenie woli. To nauka interpretacji swoich emocji, przyglądania się sobie, swoich reakcjom i zachowaniom, wyciągania wniosków, rozwoju. Nauka słuchania siebie i innych, szanowania siebie i innych. Moje metody są intuicyjne. Stawiam na rodzicielstwo emocjonalne. Czy to właściwe?
Moje dzieci mnie z tego rozliczą, nikt inny.
A Wy? Jak zachęcacie dziecko do czytania? Do sprzątania? Do mycia zębów? Do obrabiania lekcji? Podzielcie się;)