Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gender. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gender. Pokaż wszystkie posty

Syn czy córka? Końcówka w roli głównej

Znaczenie końcówki anatomiczno-gramatycznej jest dla ludzi bezwzględnie fundamentalne, jeśli chodzi o rodzicielstwo. Ludzie nie mają dzieci - mają synów lub córki. Płeć ma znaczenie nadrzędne i zawsze jest skorelowana z jakimś przekonaniem. Wiem, bo doświadczyłam tego tak wiele razy, a jednocześnie nadal nie mogę tego zjawiska pojąć.





Masz same córki? Oh, współczucia dla męża! Samych synów? Oh, żona to ma ciężko! 
O płeć dziecka męczono mnie przez całą ciążę. Piszę celowo - męczono, bo to strasznie upierdliwe odpowiadać na to samo pytanie set razy. Piszę, że w ciąży, ale w ciąży już nie jestem, a to męczenie nie ma końca. Tylko w ciąży było bardziej uciążliwe, bo to czas intymny i nienajlepszy na głupie ludzkie wścibstwo, bezczelne komentowanie, brak wyczucia, kultury, taktu i przyzwoitości.


Końcówka autonomiczno-gramatyczna to był najczęściej przez innych poruszany temat w całej długiej ciąży (każdej). Setki razy to samo pytanie. Pytali o to rodzina, znajomi, nieznajomi, sprzedawca chleba, aptekarz, urzędnik, pielęgniarka, kasjer.  KAŻDY!
Samo pytanie jest do zniesienia, w sumie kluczowe są intencje, ale jego cel który objawia się w następujących kolejno komentarzach, jest już całkiem niezrozumiały. Więc najpierw odpowiadasz uprzejmie, potem na odczepkę, potem udajesz, że nie słyszysz.
Aż przychodzi moment, kiedy masz ochotę powiedzieć - a co cię to obchodzi?

Nieraz słyszałam, że ktoś mi współczuje, bo urodzę znów tę samą płeć. Nieraz słyszałam śmiech, który nie wiem co miał znaczyć. Żal pod moim adresem, litość dla męża. Dawano nam do zrozumienia, że spotkał nas pech. Wciskano mi, że spotyka mnie coś, czego na pewno nie chcę. Wdawanie się w te głupie gadki nie ma sensu, ale puszczanie mimo uszu ludzkiej bezczelności bywa trudne. Szczególnie, jeśli jest inwazyjne i naprawdę bezsensowne, bo co to właściwie kogoś obchodzi, co to ma dla kogoś za znaczenie, jakiej płci ja będę mieć dziecko?

Temat porusza MATAJA, pisząc, że są ludzie, którzy są zawiedzeni płcią swojego dziecka, czego osobiście nie rozumiem, bo dla mnie płeć dziecka jest bez znaczenia, ale nie czuje się upoważniona wystawiać takim rodzicom jakąkolwiek opinie. MATAJA pisze, że ludzie najpierw pytają o płeć, a potem twierdzą, że to w sumie nieistotne, bo ważne, żeby było zdrowe. Tacy niezdecydowani i nie przyjdzie im do głowy, że kobiecie w ciąży wystarczy, jeśli już się musi, powiedzieć tę drugą część zdania i tym miłym akcentem zakończyć.
W ogóle męczenie kobiet w ciąży pytaniami jest nagminne. To irytujące i często nie na miejscu. Kiedy termin, który tydzień, czy planowane, a brzuch masz taki, a wygląd siaki.
Pytania o zdrowie i samopoczucie, o potrzeby i oczekiwania są najrzadsze. Poza tym, że ktoś chce zaspokoić swoją ciekawość, to koniecznie musi skomentować. Werbalnie, niewerbalnie, ale musi.

Określenie "mam dzieci" nie nadaje im tożsamości, tożsamość nadaje dopiero płeć. Komentarze dotyczące płci to istna baza wiedzy o przekonaniach ludzi, dla których płeć dziecka to kluczowy element rodzicielstwa. Wszystkie bez wyjątku irytujące i nie na miejscu. W centrum zainteresowań znajduje się końcówka autonomiczno-gramatyczna, a za nią stereotypy i schematy, które siedzą głęboko w umysłach znacznej większości.
Na pytanie "jaka będzie płeć" odpowiedź "nie wiem" lub "człowiek" lub "to nie ma znaczenia dla nas" nie zamykała tematu.
No to jaka płeć? Syn czy córka? A pozostałe dzieci to jaka płeć?
Bo jak masz córkę, to musi być syn. PARKA to mus! Jak nie jest syn, tylko kolejna córka, to szkoda. A jak jest trzecia córka, to już dramat, heheszki, no nie udało się wam, współczucia dla męża, ale babiniec, rodzina dziurawców, jak będą miały razem okres to urządzą nam piekło, oj a nazwisko męża to przepadnie, biedak mąż nie będzie z kim miał w piłkę grać i kranu naprawiać.
Aaa trzeci syn? Same chłopy w domu. Siusiaki same! Chłopaków chowa się dla innych kobiet, podrosną i tyle ich widziano. Będą psocić i rozrabiać, jak to chłopaki, dziewczynki są grzeczniejsze (bzdura stulecia!). No i na różowo nie ubierzesz, spineczek w loczkach nie zapniesz, aż żal.




Mamy trójkę dzieci. Zdrowych, silnych, pięknych, rozumnych i bezproblemowych. Nigdy nie patrzyłam na swoje dzieci przez pryzmat płci. Ich płeć nie ma żadnego znaczenia z punktu widzenia naszego rodzicielstwa. Może ma dla rodzica, dla którego rodzicielstwo to kształtowanie zachowań i wyglądu adekwatnie do stereotypu pojmowania kulturowego płci.
I z automatu będzie dzieciom ograniczał ich wybory.
Dla nas szelki czy falbanki są bez znaczenia. Nie różnicujemy dzieci według ich płci, nie wychowujemy według podziałów kulturowych tj.nie narzucamy "właściwego dla danej płci" modelu zachowań, stylu bycia, rodzaju zabaw etc. bo akurat komuś się wydaje, że przynależą do tej danej płci i tak im wypada. Nie mówię im, że mają już przypisaną rolę. Nie wybieram im zawodu, przekonań politycznych ani wiary. Na podstawie ich płci nie mogę przewidzieć ich ambicji, planów, pasji, zainteresowań, temperamentu, potrzeb, oczekiwań, słabości, mocnych stron, a nawet marzeń! 
Bo naprawdę, ludzie, nie od płci to zależy!


Foto http://educover.pl/czasopismo/biologiczno-psychologiczna-walka-plec/


👉 SCHABOWY CHŁOPAKA I KLUSECZKI DZIEWCZYNY. O STEREOTYPACH PŁCI
👉 GENDER SRENDER. CZYLI FACET POTRZEBNY JAK RYBIE ROWER
👉 WYCHOWUJ CZŁOWIEKA, NIE PŁEĆ
👉WYCHOWANIE BEZ RÓŻNICOWANIA PŁCI. KONSTRUKTYWNE RODZICIELSTWO CZY WYMYSŁ GENDERA?

Czytaj więcej >

Wychowuj człowieka, nie płeć

Pierwsze lub drugie pytanie, jakie pada, kiedy dowiadujemy się, że znajoma jest w ciąży, to: „chłopiec czy dziewczynka”? Nie jak samopoczucie, czy czegoś potrzebuje, czy wszystko w porządku, gratuluję i koniec kropka.
Bo to pytanie, po prostu MUSI paść.
A zaraz za nim komentarz.



Automatycznie identyfikujemy ciążę z płcią. Ciąża staje się płcią i staje się publiczna, zaczynamy dopasowywać cały majestat kolorystyczny i ubraniowy do płci, mamy wizję różowości / niebieskości, dopasowujemy rodzeństwo („znów chłopiec? ojej szkoda”; „kolejna dziewczynka, ale będzie babiniec!”, lub „będzie parka? Idealnie!”), komentujemy wygląd „widać, że chłopak, bo pięknie wyglądasz, a dziewczynka zabiera urodę” albo „widać, że dziewczynka, bo brzuch taki mały, dziewczynki się kulą do mamusi”. „Kolejna dziewczynka – mąż pewnie chłopca chciał?”, „oj, drugi chłopak, pewnie wolałabyś dziewczynkę?”




W naszej rodzinie wychowuje się dzieci. Ludzi. Nie narzucamy im czym i jak mają się bawić, tylko dlatego, że ktoś wymyślił, że dane zabawki są odpowiednie dla danej płci. Nie kupujemy im dedykowanym płciom gadżetów, książeczek, nie wymuszamy zachowań „właściwych dla płci”, nie uczymy nawyków „prawidłowych” dla płci.
Ubieranie, czesanie to kwestia indywidualna ale nie powinna bezpośrednio wynikać z myślenia, że coś wypada albo nie, że coś będzie miało wpływ na psychikę dziecka (np. długie włosy u chłopaka to będzie „spedalony” albo krótkie włosy u dziewczyny to będzie „brak wdzięku i powabu” bo przecież wdzięk można pokazać tylko przez kokardy i falbany…). A największa bzdura, jaką wymyślono, to: „z chłopcem ciężko dać sobie radę, chłopcy to łobuzy, dziewczynki są łatwiejsze w wychowaniu”.

Ostatnio obserwowałam dyskusję w necie na temat koloru wózka. Ponoć rodzice (no ok, głównie matki…) „podkreślają płeć dziecka” kolorem wózka. Wózki dziecięce już nie są dla dzieci. Są dla płci. Dotąd wydawało mi się, że istotna jest funkcjonalność wózka. Wygoda dziecka. Myliłam się. Najważniejszy jest design i kolor!
Nie do końca wiadomo jak płeć podkreślać np. wózkiem niebieskim czy zielonym, pasuje bardziej do dziewczynki czy do chłopca? Ale już różowy, fiolet, pomarańcz to tylko dla dziewczynki! Argument? Bo tak. Bo chłopiec z różowym śmieszy. Ale kogo śmieszy? Kolor śmieszy, czy dziecko? I dlaczego właśnie różowy ma być jakiś uwłaczaniem, powodem do nabijania się z dziecka?
Czy ktoś mi wyjaśni, dlaczego kolor różowy jest nieprawidłowy dla chłopaka?


Ludzie, wychowujmy ludzi. Niech nasze dzieciaki nie czują, że ze względu na płeć muszą być jakieś, niech mają poczucie człowieczeństwa i prawo do bycia kim są. Nie doszukujcie się w tym podtekstów ideologicznych, feminizmu, unisexu, „lewactwa”. Bo to się nazywa rozsądek.





Schabowy chłopaka i kluseczki dziewczyny. O stereotypach PŁCI
Wychowanie bez różnicowania płci. Konstruktywne rodzicielstwo czy wymysł gendera?
GENDER srender. Czyli facet potrzebny jak rybie rower



Czytaj więcej >

Wychowanie bez różnicowania płci. Konstruktywne rodzicielstwo czy wymysł gendera?

Ciągle to widzę i słyszę. Zostaw Jasiu ten wózek, to dla dziewczynek. Marysiu nie zachowuj się tak, dziewczynki tak nie robią. Dlaczego wózek jest dla dziewczynek i dlaczego nie wolno dziewczynkom tego co chłopcom (i na odwrót)?
Wychowywania bez różnicowania płci jest ciągle w Polsce odbierane jako zło i krzywda. A to właśnie rodzaj postawy rodzicielskiej uwarunkowanej płcią potomstwa może być krzywdzący.
Przykład?
Jak będzie zachowywać się, jakimi kierować się wartościami, jaką będzie mieć samoocenę kobieta, która jako dziewczynka nieustannie słyszała, że ma przede wszystkim wyglądać, być "jakaś", być ładnaślicznie ubrana, wyglądać czysto i pokazowo, najlepiej w kokardkach i falbankach?
Jak będzie odbierać otoczenie i zachowywać się kobieta, przy presji w dzieciństwie, że powinna być delikatna, grzeczna, wrażliwa, opiekuńcza,  spokojna, ułożona, posłuszna, bo jest „słabą” płcią?
W jakim kierunku pójdzie mężczyzna, który jako dziecko będzie słyszał, że ma umysł ścisły, musi być konkretny, stawiać na swoim, być walecznym, ambitnym, bo "jest facetem”? Czy będzie siebie lubił, jeśli od małego nie może okazać słabości? Jak będzie myślał, traktował innych i czuł się mężczyzna, który jako chłopiec nie mógł być delikatny i wrażliwy, nie musiał dbać o otoczenie, bo był  we wszystkim wyręczany?
Przecież wszystkie dzieci – dziewczynki i chłopcy – powinny być uczone samodzielności. Wszystkie powinny mieć prawo do emocji. Wszystkie mogą mieć swój własny temperament, potrzeby, oczekiwania - niezależnie od płci. I wszystkie kochają kolorowe, połyskujące przedmioty czy to koniki czy samochodziki. To dopiero opiekun wtłacza do głowy, co jest dopuszczalne bo „fajne”, czym należy się bawić a czym nie wolno.
Ciągle, w czasach dostępu do informacji, wiedzy i wolności przekonań, nie widzi się wtłaczania w stereotyp, nie rozumie się istoty kształtowania zachowań? Rodzice powtarzają schematy myślenia z pokolenia na pokolenie. Dzieci już od małego mają narzucony wybór, wygląd i rodzaj zachowań, wyłącznie ze względu na płeć. Inna postawa budzi strach, niezrozumiały i ograniczający. A kiedyś ten mały człowiek będzie dorosły, szacunek do siebie i drugiego człowieka są podstawą jego konstruktywnego funkcjonowania społecznego. Strach i stereotypy są tak głęboko zakorzenione, że nie widać horyzontu, a to właśnie za nim tkwi zrozumienie, jak bardzo wpływamy na późniejsze życie człowieka.



Zrobiono badania w grupie przedszkolaków, gdzie rozdano do zabawy zestaw do robienia herbatki w kolorze czarnym i różowe karabiny. Zgadnijcie, co wybrały dzieci? Chłopcy filiżanki, dziewczynki karabiny. Decydujący był wyłącznie kolor zabawek. Wniosek? Dzici na wybór ukierunkowuje opiekun, który wtłacza do głowy jaki kolor jest "właściwy" i dozwolony wyłącznie z powodu płci.

WSZYSTKO jest kwestią wychowania. Rozejrzyjcie się. Kiedy dzieci nic w domu nie robią, nie pomagają, nie uczą się sprzątania, gotowania, to tak samo zachowują się w dorosłości i nie ma znaczenia, czy to kobieta czy mężczyzna.
Identycznie jest z myśleniem o sobie i świecie.
Jak dobrze, że jest gender.


Polecam dobry artykuł na fokusie  "Królewna na prezydenta , czyli jak wychować dzieci bez stereotypów" oraz ciekawą medialną dyskusję (fragment: „Wychowywanie dziewczynki na słodką niunie nie jest dobre, tak samo jak chłopaka na twardziela co kibla nie myje”).







Czytaj więcej >

Kobieto, czy potrafisz żyć własnym życiem? (TEST na zależność w związku)


My, kobiety, nosimy  różne etykietki. Prawdy ludowe, naukowe, kulturowe.
Niektóre wloką się od wieków, niektóre powstają wraz z postępem.
Negatywny wydźwięk etykiet wpędza nas w stereotypy. Proces socjalizacji nie pomaga – bo matki wychowują swoje córki w przekonaniu, że „powinny być jakieś”, „zachowywać się odpowiednio”, "wyglądać jak..." itp.



Jakie mogą być tego efekty? 
Myślenie w kierunku: słaba (gorsza płeć), trudniejsze życie, bariery przeszkody i ryzyko w każdej sferze, pasywna rola, niższość duchowa i moralna, nieprzewidywalność, dwoista natura, plotkarstwo, knucie i wredota.
Nawet feministyczne organizacje czy media, odwrotnie do oczekiwanego celu swoich działań, czasem koncentrują się wyłącznie na gorszych aspektach kobiecego życia, przyciągają w te obszary uwagę, koncentrują na wyobcowanych, przejaskrawionych przypadkach, generalizując resztę.
Niektórzy (kobiety i mężczyźni) przyglądają się temu od dziecka i w ten sposób myślą do końca swojego życia. Te przekonania, na szczęście, można zmieniać.
Warunek? Wiedza, wola i chęci.
Ten tekst (i test) jest o mocnym społecznym zarzucie wobec kobiet w zakresie ich życia osobistego, czyli zależności od partnera, emocjonalnej, materialnej. W obecnych czasach i demokratycznym otoczeniu łatwiej jest być kobiecie niezależną. Ale materialnie czy mentalnie? Branie nad-odpowiedzialności za związek, nadmierna kontrola, narzucanie woli lub przeciwnie – uległość.
Niewspółmierne do partnera zaangażowanie emocjonalne, a może nawet współuzależnienie?
Zjawisko współuzależnienia nie dotyczy tylko partnerów osób uzależnionych. Jest powszechne w tzw. normalnych związkach. Dlaczego? Wychowanie, kultura, neurobiologia, czy co? Opinie są różne.
Co można zrobić?
Przyjrzeć się sobie, swoim zachowaniom i swojemu związkowi. 
Przemyśleć. 
Coś zmienić?


TEST

Im więcej twierdzących odpowiedzi, im częściej się zgadzasz z czytanym zdaniem, tym większe prawdopodobieństwo twojego problemu: zewnątrzsterowności, podatności na manipulacje z otoczenia, poddawaniu się wykorzystywania przez innych i zależności w związku.
1. Często nie wiem, czego sama naprawdę chcę i potrzebuję.
2. Rzadko opieram się na własnym zdaniu, co dla mnie jest dobre.
3. Aby dobrze się czuć potrzebuję aprobaty i uwagi partnera.
4. Czuję się niespokojna, winna gdy partner ma kłopoty, trudności.
5. Nie umiem towarzyszyć partnerowi w problemach bez wewnętrznego napięcia.
6. Często zachowuję się tak, jakbym ciągle za coś przepraszała.
7. Nie potrafię odróżnić własnych myśli i uczuć od myśli i uczuć partnera.
8. Martwię się za partnera, planuję za partnera, wykonuję domowe obowiązki za partnera.
9. Często cierpię w milczeniu i samotnie, że jestem niedoceniona.
10. Stale przekonuję innych, że zasługuję na to, co najlepsze.
11. Ciągle nie mam czasu zadbać o siebie.
12. Mam w sobie więcej krytycyzmu niż realizmu, niepoprawnie idealizuję innych, w tym partnera.
13. Przeżywam rozczarowanie i oburzenie, kiedy okazuje się, że ktoś żyje nie tak jak należy.
14. Czuję się często ofiarą nieprzyjemnych okoliczności, jakie natrafiają mi się w życiu.
15. Nie potrafię stawiać innym wymagań ani zdrowych warunków, jestem niekonsekwentna.
16. Kłamię, aby osłonić tych, których kocham.
17. Boję się odrzucenia, dlatego pozwalam siebie ranić, nie broniąc się.
18. Bycie z samą sobą jest dla mnie trudne, jestem niespokojna kiedy partner gdzieś sam wychodzi, nie umiem sobie wtedy znaleźć miejsca.
19. Jestem tak zajęta, że nie mam czasu nad niczym się zastanawiać.
20. Niczego od nikogo nie potrzebuję.
21. Nie potrafię się spontanicznie bawić.
22. Czuję w sobie złość i lęk, czuję się zraniona ale obawiam się to okazać.
23. Muszę pracować, jeść, spać, uprawiać seks, sprzątać, nie czerpiąc z tego satysfakcji.
24. Kontakty z innymi ludźmi to dla mnie często pułapka.
25. Muszę zmuszać, szantażować, manipulować, narzekać, marudzić, dąsać się i obrażać, by partner robił to, co chcę
26. Odczuwam beznadziejność, bezsilność, niemoc odmiany mojej sytuacji.
27. Mój partner rzadko pyta jak się czuję, nie potrafi odgadnąć moich potrzeb.
28. Muszę ciągle się spieszyć, nie mam czasu na refleksję nad życiem.
I na deser 10 pytań do namysłu:
1. Co myślisz o sobie, kiedy twój partner cie ignoruje?
2. Co myślisz o sobie, kiedy twój partner jest dla ciebie życzliwy i miły?
3. Czy czujesz się słaba gdy przyjmujesz pomoc od innych?
4. Czy wpływanie na partnera (jego decyzje, zachowania) daje ci poczucie mocy?
5. Za co siebie cenisz?
6. Co jest dla ciebie najważniejsze?
7. Co ostatnio na dłużej poprawiło ci nastrój?
8. Co robisz gdy ogarnia cię przygnębiający nastrój?
9. Co robisz w trudnych sytuacjach?
10. Jak oceniasz swoje codzienne życie?


Im bardziej zajmujesz się kimś, tym mniej zajmujesz się sobą.
Żyjesz życiem 
własnym czy czyim?
















Czytaj więcej >

Jestem feministką od urodzenia. Ale nie lubię etykietek



Koleżanka mi podesłała ten tekst <klik> jako felieton do drugiej kawy. I dobrze zrobiła.
To prawda, Polki chcą być feministkami, ale tylko trochę, według własnej wizji, nie publicznie.
Czy bycie feministką to obciach?


Urodziłam się feministką. Byłam sceptyczna co do różnych obowiązków około-domowych, jakie w czasach mojego dzieciństwa były przypisane danej płci. Jako dziewczynka, miałam być zaradna, jakby z natury bardziej samodzielna i zorganizowana, oraz dobrze gotować i sprzątać (co dane mi zostało również z natury, w przeciwnym razie nie zechce mnie nikt na żonę).
No cóż, już wtedy uznałam, że równość będzie dla mnie ważna, że będę z takim partnerem, co sam będzie sprzątał i gotował, a ja sama nie muszę matkować dorosłym osobom, ani być niczyją ozdobą. To było dla mnie naturalne, choć wcale nie miałam takiego wzorca.
Nie wiem, czy wzięło się to z widoku matki na 3 etatach, czy z przekorności charakteru. Dzięki komuś, a może pomimo kogoś. Moje poczucie wartości kobiecej było w normie (do czasu ciąży, porodu i macierzyńskiego, kiedy równość stała się pustym słowem, a ja zostałam nagle odcięta od swobody i niezależności, wchodząc w role: inkubatora, krowy cielnej i służącej).


Więc, wracając do feminizmu. To słowo ma kiepski PR w Polsce. Jest okryte negatywną sławą. Kojarzy się z brzydką babą, frustratką seksualną, lesbijką, bez rodziny, za to z kotami.
Pojęcie feminizmu, jak chyba każde dotyczących ruchów społecznych, ma wiele składowych. To, że wyznajesz część wartości składających się na feminizm, a pozostałej części nie (bo nie przyjmujesz wszystkich składowych) to nie oznacza, że nie jesteś feministką.
Ani odwrotnie – nie oznacza, że jesteś jedyną prawdziwą feministką z krwi i kości, a twój feminizm jest lepszy (bo traktuje np. o równości płac), a wszystkie pozostałe (np. końcówki żeńskie czy styl wyglądu) są błędne, fałszywe, banalne, śmieszne, niepotrzebne, szkodzące kobietom.
Po co dzielić się na prawdziwych i fałszywych, jednocześnie wyróżniając samego siebie jako lepszy element skład tego prawdziwego?



Poglądy mam różne. Ale prawda jest taka, że nikogo nie interesują moje poglądy, a wyłącznie  etykiety, do których można je przyporządkować.
Przykładowo, jestem za równymi prawami dla mężczyzn i kobiet, ale jakie jest o tym wyobrażenie innych? Że skoro jestem za tym, to reprezentuję FEMINIZM i cały jego wielowymiarowy wydźwięk. Przypisuje się osobie cały zestaw poglądów, mimo że ja wcale o tym głośno nie mówię. Nie liczą się poglądy, tylko etykieta, jaką możemy przypasować. W ten sposób ustawić sobie dyskutanta, tak jak pasuje, albo nie pasuje.
Konieczna jest etykietka. Poglądy w pakietach. Zaszufladkowany wizerunek.
Jako ludzie kochamy etykietki. To pozwala nam uporządkować świat. Tak działa nasz mózg, który musi systematyzować, klasyfikować.
To ułatwia funkcjonowanie w świecie ale często uniemożliwia dialog. Dyskutuje się o etykietkach, a nie o meritum.
Dlatego nie lubię etykietek.



Czytaj więcej >

GENDER srender. Czyli facet potrzebny jak rybie rower

Można negować, popierać, być obojętnym.
Można mieć GENDER gdzieś, albo przeciwnie, ale nie zmiana to faktu, że GENDER jest.
Istnieje jako interdyscyplinarna nauka o płci obyczajowej, kulturowej, społecznej. Zakłada tezy i bada od kiedy i gdzie ta obyczajowość zaczęła wtłaczać człowieka w ramy płciowości, kto komu co narzucił, kto kogo zniewolił. Jak płeć społeczna kształtowała się na przestrzeni wieków, a także jak kształtuje się ona w różnych kulturach dzisiaj.
To żadne wymysły, przed którymi broni się kościół i o który kłóci się społeczeństwo. To żadna wroga ideologia stworzona przez lewacką unię europejską i feministki, by zniszczyć naszą sielską ojczyznę i wzorcową rodzinę. To nauka antropologiczna, filozoficzna, socjologiczna, psychologiczna, kulturoznawcza i historyczna. Nauka, nie żadna ideologia czy czyjś wymysł. To fakt, taki sam jak to, że Ziemia krąży wokół Słońca (choć i ten fakt kwestionowany był długo przez nieomylny kościół), czyli taki fakt, jaki podlega obserwacji, opisowi i badaniu.
Nie ma co z tym dyskutować – wszak kiedyś ktoś w określonym miejscu na naszej kuli ziemskiej zaczął wprowadzać pewne ograniczenia obyczajowe. Może to było już w Afryce, czyli miejscu, z którego pochodzimy wszyscy? Przez wieki obyczaje te ulegały modyfikacjom, przeniesieniom, regulacjom. W efekcie mamy dziś takie obyczaje jak określone ubrania dla kobiety i mężczyzny, zabawki dla dziewczynek i chłopców, preferowane zawody a nawet pewne behawioryzmy, jak malowanie paznokci wyłącznie przez kobiety, a jeśli przez mężczyzn, to tylko artystów lub gejów.



Spójrzmy na to biologicznie. A zatem biologicznie mężczyzna jest niezbędny kobiecie tylko do jednej rzeczy – prokreacji. Jeden mężczyzna może posłużyć nawet i stu kobietom. Pozostałe rzeczy kobieta wykona i zrobi sama, te same, które robi mężczyzna, więc poza prokreacją jest jej całkowicie zbędny. To atawistyczny lęk o tę biologiczną zbędność, o wyłącznie wykorzystanie w celach biologicznych, powodował głęboką chęć zawładnięcia kobietą, zamknięcia jej w jakiś ramach, również fizycznych. Lęk o bycie odrzuconym, zbytecznym, bezcelowym i potrzebnym jak dziura w moście, jak wiemy powoduje separację emocjonalną i w rezultacie agresję (ps. jaki to potężny nosi w sobie lęk ksiądz, który to dopiero kobiecie jest zbyteczny, w tym scenariuszu zrozumiałe jest spychanie przez kler kobiet do roli służących).
Spójrzmy teraz GENDERowo. Najobficiej o GENDER trąbią księża z ambony. Żaden z takiego arcybiskupa autorytet we wspomnianej dziedzinie. Mimo to oskarża, poucza, opiniuje. Szuka winnych wszelkiego zła i o! znalazł! Ksiądz jest uosobieniem antyGENDERowego podejścia – brak mu swobód obywatelskich, jest wpasowany ściśle w rolę, może pełnić posługę bo jest płci męskiej i choć nosi sukienki, robi wszystko aby wpasować się w schemat gburowatego, wyniosłego, wszechwiedzącego ojczulka.
Dlaczego tak boimy się GENDER?
Po pierwsze, bo mamy wyobrażenie, że krzywdzi nasze dzieci. Bo „wojna to pokój, wolność to niewola, ignorancja to siła”, jak pisał Orwell. A wszelkie zmiany zaistniałego systemu, to ‚eksperymentowanie, z góry skazane na niepowodzenie’. Gdyby tak myśleć, nie istniałby postęp ani cywilizacja.
Po drugie, bo nie wiemy czym to jest, o co w tym chodzi. A wiadomo, że nieznane wywołuje lęk. Ten zaś w konsekwencji rodzi potrzebę obrony albo ucieczki.
Po trzecie medialny przekaz obecny w przestrzeni publicznej (zwłaszcza ten prawicowo-katolicki) nie pomaga dowiedzieć się, czym tak naprawdę jest ten tajemniczy gender. Choć brak informacji to poważny problem, to znacznie poważniejszym jest nierzetelny przekaz medialny, który dostarcza zalęknionemu odbiorcy fałszywą wiedzę, co nakręca spiralę lęku i koło się zamyka. Czy fałszywy przekaz to wynik zwykłej ignorancji i lenistwa, czy świadoma strategia w walce z niewygodną nauką i płynąca z niej wiedzą? Tego nie wiem. Może połączenie to obu tych elementów? Ignoranci dumni ze swej niewiedzy (co często głośno obwieszczają wszem i wobec) wspierają ochoczo oszustów w tej dziwnej walce.
Znany medialnie seksuolog, prof.Lew-Starowicz wypowiadając się w temacie, twierdzi, że „świadomość odmienności płci pojawia się u dziecka między 2. a 3. rokiem życia”. Ale skąd się pojawia? Z powietrza? To etap wychowania i socjalizacji kształtuje świadomość. Rozwój psychoseksualny jest oparty na obserwacji, ale przede wszystkim na kształtowaniu świadomości, którą wykonuje opiekun. Dlaczego jeśli chłopiec założy sukienkę to może zostać przez inne dzieci wyśmiany? Bo wtłoczono dzieciom, że ubiór wykraczający poza obyczaj to coś nienormalnego, powód do obśmiania. Czy taki model wychowawczy, oparty na braku tolerancji i negacji inności może być dla dziecka dobry? To jest zdecydowanie bardziej pole do naprawiania kompetencji społecznych niż potencjalna krzywda spowodowana przez wychowywanie dziecka w duchu rozumienia GENDER.
Dalej pan prof. twierdzi, że założenie przez małego chłopca sukienki zaburzy jego tożsamość w domyśle płciową. Czyżby pan profesor nie znał eksperymentu Moneya, który wbrew wyjściowym założeniom wykazał właśnie, że strój i wychowanie nie ma wpływu na tożsamość płciową dziecka? Co ważne, chodzi tu o płeć biologiczną (a nie GENDER czyli płeć społeczną). Strój i wychowanie nie ma wpływu na naszą wrodzoną, biologiczną płciowość. O czym zdawali się wiedzieć anonimowi autorzy mitu o Achillesie, a o czym zdaje się nie wiedzieć pan prof. myląc GENDER z płcią biologiczną.

JESZCZE RAZ:

GENDER nie ma wpływu na naszą biologiczną płeć.
GENDER nie mówi, że przez wychowanie można zmienić płeć.

GENDER
bada i opisuje jakie społeczne, kulturowe, obyczajowe stereotypy, role, atrybuty przypisywane są w danej grupie płciom (kobietom i mężczyznom). Oddziela to, co biologicznie przyrodzone od tego, co nałożone przez społeczeństwo, kulturę, obyczaj. Tylko tyle i aż tyle.

Na marginesie czy nie jest dziwnym, że jak głosi ex cathedra pan prof.ubranie przez chłopca sukienki zaburzy jego tożsamość, ale już założenie przez dziewczynkę spodni jej tożsamości nie zaburzy? Nikt włącznie z samym panem prof. czegoś takiego nie powie. Ciekawe dlaczego? Cóż takiego strasznego tkwi w sukience, czego nie ma w spodniach?
Ktokolwiek, kto sądzi, że GENDER to możliwość wybrania sobie czy się chce być chłopakiem czy dziewczyną, powinien się nie odzywać, nie myśleć nawet, zanim nie zapozna się z genezą, normami, specyfiką, formą, granicami nauki GENDER. Niech przeczyta choć jedną naukową publikację na ten temat, zamiast karmić się medialną ogłupiającą papką i powtarzać bzdety.





Czytaj więcej >

Schabowy chłopaka i kluseczki dziewczyny. O stereotypach PŁCI

Postrzegamy człowieka przez płeć. Nie jako człowieka, po prostu człowieka.
Wychowujemy chłopców i dziewczynki, nie ludzi?

Tak - wychowujemy chłopców albo dziewczynki, a nie osoby na konkretnych (dobrych, fajnych) ludzi.

Innych postrzegamy przez ich płeć, z góry przylepiając etykiety, bo facet i babka są już „jacyś”.
Nie mogą po prostu być jako osoby, tylko muszą zostać kategoryzowani w stereotypach płci.
Kobiety kapryszą, mają humory, knują intrygi, stroją się i zmieniają zdanie bo – są kobiece. Na ich korzyść lub potępienie, zależy od okoliczności i potrzeb.
Mężczyźni potrzebują wyzwań, zdobywania, rywalizacji, uczenia ich porządku lub sprzątania po nich bo – są męscy. Również na ich korzyść lub potępienie, również zależy od okoliczności i potrzeb.



Od siebie wymagamy,  aby być kobiecymi lub męskimi, choć niekoniecznie i nie zawsze musi współgrać to z naszą naturą, a już na pewno nie w kontekście popkulturowego pojmowania podziału płci.
Nie ma bardziej krzywdzących i szkodliwych społecznie stereotypów, które każdy z nas przekazuje i wtłacza kolejnym pokoleniom, skazując ich na wiele rozczarowań i uprzedzeń.
Potężną siłą są te kalki społeczno-kulturowe, które nosimy w naszych głowach i które każą nam – autonomicznym jednostkom – zachowywać się jak bezmyślne automaty.
Najpierw udręczamy kobiety w ciąży nieustająco pytając „A już wiesz jaka płeć? A jaką byś chciała?”
Kiedy już dziecko pojawia się na świecie koniecznie musi mieć wyprawkę dostosowaną do płci, czyli być całe na niebiesko lub na różowo. Model wózka, czapeczka i śpiworek oraz wszelkie inne akcesoria muszą być koniecznie ukierunkowane na płeć.
Kilkulatkowi chłopcu kupujemy auta, traktory i dinozaury oraz pozwalamy na oglądanie wyłącznie „chłopięcych” bajek.
Dziewczynki dostają różowe koniki, mają bawić się w sklepik i oglądać wypacykowane barbie – bo to takie „dziewczęńskie”.
Menu też jest zazwyczaj skrojone pod płeć, chłopcy to mięsożercy i muszą mieć schabowczaka, a dziewczynki uwielbiają kluseczki, które lepią razem z mamą. Nawet jogurty są tzw. dedykowane, chłopcy mają opakowania w spider mana, a dziewczynki dostają w gratisie bransoletki.
Na przełamanie tych stereotypów i przyzwolenie dziecku na zabawę tym, co chce i w to, w co ma ochotę, nie pozwala zazwyczaj lęk, że wychowamy sobie „nie wiadomo co” – geja, lesbijkę albo innego dziwoląga. Zatem najbezpieczniej uczyć konformizmu, oby dziecko tylko się dopasowało.
Dalej – przedszkolak jest kształtowany emocjonalnie i intelektualnie pod kątem płci. Chłopiec, kiedy rozrabia, zachowuje się normalnie – przecież musi, bo jest chłopcem.
U dziewczyn mile widziane konkretne zainteresowania (np.rysowanie) i cechy społeczne (np.wrażliwość), bo przecież są dziewczynkami.


To są oczekiwania systemu, to są oczekiwania rodziców. A już najbardziej boli, kiedy matka chłopca mówi do niego, żeby „syn się nie mazgaił jak baba”, a matka dziewczynki do niej, żeby „córcia nie rozrabiała bo nie jest niegrzecznym łobuzem”.
Czy to są naprawdę determinanty płci czy jednak wąskiego schematycznego myślenia?
Żeby spojrzeć na osobę bez uprzedzeń płciowych (i każdych innych), trzeba pozbyć się własnych ograniczeń. A przedtem je w sobie odnaleźć. To może być żmudne, jeśli stereotypy na temat płci mamy wtłaczane jeszcze przed przyjściem na świat. I niełatwe, bo opcje ubierania dziecka, kupowania mu zabawek itp., niezgodnie z przyjętym dogmatem dla danej płci, narażają jednostki na komentarze, niezgodę, a nawet potępienie społeczne. Wolimy kiedy coś jest określone jakoś, nawet jeśli błędnie i krzywdząco niż kiedy jest zbyt wiele swobody, wolności wyboru.

A może tak dajmy dzieciom wykształcić się samodzielnie, osobowość kształtuje się w akcie sprzeciwu, a nie uległości. Celebrujcie indywidualny rozwój, bez usilnego kalkowania różnic kulturowych i społecznych.
Ponieważ bezdyskusyjnie płeć męska i żeńska różni się biologicznie, to wzmacniajmy poczucie akceptacji i szacunku do ciała, jednych dla drugich.
Tatusiowie i mamusie niech świętują ze swoimi córkami, kiedy dostaną pierwsze miesiączki i kiedy założą pierwszy stanik, zamiast wtłaczać im do głów, że okres jest czymś okropnym i brudnym, a bieliznę należy chować głęboko. Nie każcie dziewczynom „wyglądać” i być "jakieś”.
Z chłopcami niech rozmawiają o popędzie płciowym i jego źródłach, o polucjach i zmianach ciała, zamiast pozwalać im na inspirację herosami z porno. Nie wymuszajcie na chłopcach bojowych zachowań i zainteresowania samochodami.
Obie płcie możemy równorzędnie uczyć odpowiedzialności i otwartości, wrażliwości i pewności siebie. I tego, że wizerunek nie jest najważniejszy.
Jako element artystyczny polecam do obejrzenia film Z. Libery
"Jak się tresuje dziewczynki"
Czytaj więcej >

Copyright © Szablon wykonany przezBlonparia