Ja wychowuje jak chce, ale inne matki tak nie mogą!



Będzie serio.

Koleżanka przyznaje się, że bije swoje dziecko i uznaje to za metodę wychowawczą.
Druga koleżanka nie szczepi, trzecia karmi wegańsko, czwarta kąpie w orzechach, piąta ubiera chłopaka na różowo, szósta każe uczyć się chińskiego.
My tego nie uznajemy, my swoich nie bijemy, szczepimy, kąpiemy, ubieramy, karmimy i wychowujemy tak, jak się powinno.

One twierdzą, że to jej dzieci i one decydują, jak je wychowują.
My też twierdzimy, że nasze to nasze i nikt nie powinien się do tego wtrącać.
Gdzie są granice swobody rodzicielskiej?
Gdzie są granice prywatności, a gdzie ingerencji?
Kiedy możemy się wtrącić, a kiedy byśmy sobie tego sami nie życzyli?
Jeśli reagować, to jak? 








Czy wystarczy, że powiemy, odpowiednio to argumentując, czego my sami nie robimy?
Wystarczy, że wyjaśnimy, dlaczego zachowanie innych jest według nas niekoniecznie prawidłowe, a nawet niedopuszczalne (w sytuacji gdyby dotyczyło naszego dziecka)?
Czy powinniśmy moralizowować, nawracać, oceniać, komentować?
Czy mamy patent na jedyne właściwe postępowanie z dzieckiem - właściwe według nas, ekspertów pedagogów, naszych rodziców, czy kultury, w jakiej żyjemy?
Czy nasza „dobra zmiana” to jest też innych „dobra zmiana”?

Z jednej strony nie chcemy żeby wtrącano się do naszego życia. Jako kobiety strajkujemy (ostatnie ruchy związane z zaostrzeniem ustawy antyaborcyjnej), bo inni zarzucają nam przemoc i zbytnią rozwiązłość, choć dla nas to kwestia wyłącznie autonomii osobistej.
A z drugiej strony chcemy ingerować w innych, którzy według nas stosują przemoc (dają klapsy, nieodpowiednio ubierają, źle karmią, leczą i wychowują), choć według nich to jedynie wewnętrzna wolność ich przekonań i działań, do których nikt obcy nie ma prawa się wtrącać.


To, co ja robię, to moja sprawa i niech nikogo to nie obchodzi.
Ale to co TY robisz, jest również moją sprawą, będę to oceniać i komentować.
JA wiem, co jest najlepsze dla mnie i co jest najlepsze dla ciebie.


Czy my, kobiety i matki, możemy traktować inne kobiety i matki tak, jak same chcemy być traktowane?
Wspierać inne kobiety w decyzjach, jakich same byśmy nie podjęły i dążyć do tego, by one też tak nas wspierały, w każdej decyzji, nawet tej, z którą się nie zgadzają?

Czy to w ogóle realne?

Gdzie są granice?
Może w punkcie, w którym stosujemy się do zasad, do których inni mają się stosować względem nas?


Copyright © Szablon wykonany przezBlonparia