Wredna buda, wredny system edukacji. A w zamian?



                 Media kipią dyskusją o edukacji, w sieci toczą się bitwy o systemach nauczania – który wspaniały, który krzywdzący, a który zbędny? Najwięcej krytyki obrywa szkoła publiczna. Podstawówki to istny poligon – nadzór, opresja, zniewolenie, formatowanie naszych biednych dzieci, krzywdzenie i poniżanie. Ogólnie – cały system, czyli każda szkoła, każdy nauczyciel, a nawet dyrektor. System edukacji jako przestarzały relikt, pełen szkodliwych zasad i ograniczających schematów.  Wychowuje masy, które nie myślą samodzielnie, którymi można manipulować. To zbrodnie popełnione systemowo przeciwko naszym dzieciom – to powszechne opinie.

Pewien coach, „który od lat pomaga ludziom żyć pełnią życia” wymienił „13 błędów polskiego systemu edukacji”.
Jakich? M.in. schemat "Popełnianie błędów jest złe", schemat "Na każde pytanie jest tylko jedna odpowiedź", schemat "Musisz być posłuszny autorytetom".
Czy są to immanentne cechy systemu edukacji, a może jednak naszego społeczeństwa?

Pytanie do Was –  rodziców - czy tak jest w szkołach Waszych dzieci? Czy takie jest podejście wszystkich nauczycieli? Co Wam mówią Wasze dzieci? Czy jest im tam dobrze, czy źle?
Co robicie, aby Wasze dzieci poza szkołą zachowały w sobie swoją wrażliwość, spontaniczną twórczość i radość życia? Pozwalacie na błędy, dajecie im możliwość indywidualnego myślenia, odpowiedzialności za samych siebie, podejmowania decyzji i wyborów? Pozwalacie na samodzielność, swobodę, bez zbędnej kontroli i strachu? Czy inaczej - wymagacie, aby traktowały Was jak autorytet, który zawsze ma rację i były wobec Was uległe? A może powtarzacie dziecku „nie musisz robić nic, jeśli nie chcesz?”***

Ilu z Was wnerwia się i narzeka na system, nawet nie próbując o tym porozmawiać z kadrą? Może myślicie, że lepiej nie gadać z nauczycielem bo to się obróci przeciwko dziecku?


„Mówiłem o trzech przekonaniach, które należy zmienić od razu po ukończeniu szkoły: (1) to nie inni decydują, czego masz się uczyć (2) do nauki bardzo przydatne są nowe technologie (3) lepiej uczyć się z innymi niż samemu.”
socjolog edukacji dr Łukasz Srokowski



               Mam poczucie, że czasem rodzice zrzucają odpowiedzialność na szkołę, jakakolwiek by ona nie była, za to czego sami nie chcą lub nie potrafią zrobić. Żeby dziecko było zdyscyplinowane i grzeczne, miało więcej zadań, ładnie stało na apelu i było zmuszane do zjedzenia zupy do końca. Albo inaczej – żeby unikało odpowiedzialności, było wolnym, niezależnym kolorowym ptakiem, bo tylko w takich okolicznościach może być szczęśliwe (przez te 9-10 godzin, które gdzieś tam spędza). Sami nie są w stanie narzucić im takiego luzu czy dać im takiego rygoru, wedle własnych wyobrażeń, jak to powinno wyglądać. Zbyt zajęci, zbyt zmęczeni, zbyt niezaangażowani.
Wymagają od obcych ludzi i placówek, aby spełnili ich wyobrażenia o tym, jak wychować im dzieci.



"Nigdy nie uda się zmienić rzeczywistości poprzez walkę z zastaną rzeczywistością. Aby faktycznie coś zmienić - zbuduj nowy model, który sprawi, że poprzedni stanie się przestarzały".
Buckminister Fuller 



Demokratyczne szkoły (ponoć nie powinny się nazywać szkołami) mają wspaniały PR i tu bym postawiła kropkę. Fakt, nie ma ocen, klas i dzwonków, brak przymusu, rygoru i narzuconego regulaminu, za to może wystąpić problem społeczny - brak rówieśników, wyrwanie ze środowiska, i największy - w perspektywie kilku-kilkulastoletniej - problem braków edukacyjnych. Poziom nauki, w jak to ładnie nazywają „spółdzielniach edukacyjnych” jest taki, że jest dużo fajnych wspólnych zajęć, tzw. wolnego czasu, hasania po dworze, ale polski czy matma są raz, dwa w tygodniu (w normalnej szkole codziennie). Fakt, że część z tego to wykuwanie zbędnej wiedzy, ale w każdej innej szkole, do której uczeń może z różnych przyczyn wrócić, w średniej, czy na studiach, te braki odbiją się czkawką.  Zwykły ogólniak po demokratycznej „podstawówce”, czy trudne studia typu prawo, budownictwo/filologia czy medycyna to mglista wizja. Bez umiejętności wkuwania i z brakami w wiedzy, marne szanse to nadrobić, chyba, że rodzice zainwestują w korepetycje i mnóstwo czasu na ślęczenie z dzieckiem nad książkami (aby przygotować do zaliczenia rocznego egzaminu to i tak konieczne, bo te szkoły do tego nie przygotowują.) Takie realia.

Dużo zależy od kadry, w każdej szkole. Często pomysł na szkołę bierze się od edukacji domowej, powstają twory do których chodzą dzieci i wnuki właścicieli i nauczycieli. Czy jest tam naprawdę demokratycznie, niech wypowiedzą się ci, którzy tam byli.


„Te "szkoły demokratyczne", które znam mówią wprost, że Dzieci, które na własne życzenie (w końcu same przecież decydują) nie dadzą rady ... pójdą do zwyczajnej szkoły. Żyć nie umierać! 800,00 pln za ucznia i ZERO odpowiedzialności! Nawet moralnej.”

Krzysztof Kwiecień 


Jest jeszcze jeden ważny wątek. Też element pewnego wyrwania ze środowiska – podział klasowy. W końcu to kwestia stać nas / nie stać nas decyduje finalnie o tym, czy dziecko znajdzie się w danej płatnej szkole. Musimy mieć co miesiąc średnio 1.500zł wolnej kwoty. System systemem, ale to jest kluczowy element. Na ile można sobie w ten sposób kupić poczucie, że daje się dziecku szczęście, a na ile traktować to jako bezzwrotną inwestycję?

Szkoły i systemy nauczania, mają tyle plusów i minusów. Nie mam przekonania, gdzie jest lepiej. Bo generalizowanie jest bez sensu, do niczego konstruktywnego nie prowadzi. Nie wzmacniajmy w ludziach poczucia, że dzieje się nie wiadomo jaka krzywda. Wsłuchajmy się w dzieciaki w ich wolnym czasie, zamiast zawozić je na kolejne zajęcia. Albo niech same na nie jadą, bo samodzielność to też problem, prawda?

Nie ma czegoś takiego jak szkoła państwowa = zła szkoła, szkoła prywatna = dobra szkoła. W obu wersjach brak schematów. Nie ma sensu nakręcać się takim podziałem.
A nauczyciele? Kiepska kadra zarządzająca i kiepscy  nauczyciele są wszędzie, tak jak i ludzie z pasją. Jako pracownik korporacji, nie mogę wziąć odpowiedzialności za zasady jakie w niej panują. Mogę się zwolnić, ale ona zostanie i będzie nadal zatrudniać setki ludzi. Nie mam na całokształt wpływu, mam tylko na swoje otoczenie, jaka panuje tam atmosfera, jak nam się pracuje razem. Czy ten wpływ wykorzystam? Czy mi na tym zależy?


Na koniec problem okołoedukacyjny. Tzw. zasady funkcjonowania dzieci w klasie. Także są one przedmiotem gorącej debaty i krytyki. Niektórzy twierdzą, że uczenie tych zasad dzieci "zabija ich kreatywność" i jest „produkcją jednakowo myślących bezużytecznych pracowników korpo”. Że zgubią swoją indywidualność, przejmą cechy tłumu. Oto one:

Jesteśmy zaangażowani
Słuchamy uważnie, nie przerywamy
Podnosimy rękę, gdy chcemy coś powiedzieć
Dbamy o sprawność fizyczną
Jesteśmy koleżeńscy i serdeczni
Dbamy o przybory
Zdobywamy nową wiedzę
Pamiętamy o przygotowaniu do zajęć
Jesteśmy punktualni
Bawimy się zgodnie i bezpiecznie
Pomagamy sobie, współdziałamy
Zadane prace wykonujemy samodzielnie
Jesteśmy kreatywni
Jesteśmy zespołem
Dajemy z siebie wszystko
Zdrowo się odżywiamy
Mamy pogodne nastawienie
Wypełniamy obowiązki klasowe

To podstawy debaty oksfordzkiej, zasady poprawnej komunikacji interpersonalnej, porządkujące dyskusję i współpracę zespołową, funkcjonowania drużyn sportowych, działania, zbieżnych celów,  pomagania i wspierania, konstruktywnego stylu życia, przy czym każdy z osobna swoje indywidualne zadanie wykonuje sam. Serio nie trzymacie się takich zasad w Waszych domach? Nie stosujecie ich w pracy? Które z nich są tak okrutne, że zabiją Waszą kreatywność? 

Od 25 lat, od kiedy nastąpiła zmiana ustroju w Polsce, obowiązuje taki przekaz, który można określić jako "indywidualizm": wszystko co wspólne, co razem, jest peerelowskie, socjalistyczne, zgubne. Wszystko musisz robić sam, osiągać swoimi siłami, być kowalem swojego losu. Musisz być nastawiony na JA, głównie na swoje potrzeby, na rywalizację, współzawodnictwo, inni są konkurentami, a nie zespołem, co potem przenosi się na dorosłe życie. Nie współdziałamy, konkurujemy, walczymy ze sobą, porównujemy się i każdy ma być indywidualny, inny, najlepszy. Jedyna dopuszczalna wspólnota jaka jest obecnie to rodzina.
Przez całe życie człowiek ma sam sobie stworzyć, wszystko organizować, robić, żyć ponad stan ale pokazać, że umie, a inni są przeciwnikami naszego indywidualnego sukcesu. Zaczynając od przeciwnika sąsiada, kończąc na państwie.
Dokąd to zmierza?

Tekst nie jest po to, aby rozstrzygać, czy szkoły i jakie szkoły, są złe czy dobre. Zwracam uwagę na oczekiwania, jakie mamy wobec szkoły i namawiam na refleksję nad nimi. Wnioskami możecie się podzielić:)




*** zgodnie z zasadą Somerhill, pierwszej szkoły demokratycznej
FILM O SOMERHILL



Copyright © Szablon wykonany przezBlonparia